środa, 19 maja 2010
poniedziałek, 1 lutego 2010
Dlaczego nie demokracja?
Nie ważne, na jakim forum tematycznym bym się nie udzielał, na każdym zawsze, w dziale Offtopic, wcześniej czy później, rozmowa schodzi na tematy polityczne. I tak właśnie na jednym z forów dyskutuję sobie o polityce, a jak o polityce, to i o demokracji. A jako że ja demokracji, przynajmniej w jej obecnej postaci, nieszczególnie lubię, to się trochę uzewnętrzniłem. Chociaż może nawet nie tyle uzewnętrzniłem, co wylałem swoje żale, które już od dość dawna w sobie noszę, ponieważ niczego bardziej nie cierpię niż tego, jak mi się ktoś z butami wpieprza w życie i mówi... No właśnie, różnie można się wpieprzać komuś w życie, ale w tym przypadku chodzi o tę raczej poważniejszą stronę tego zjawiska, bo kładącą się cieniem na całym moim życiu i moich przyszłych dzieci.
Na rzeczonym forum zamieściłem mniej więcej taki wpis - na pytanie, jaki inny system wolę, skoro tak nie trawię demokracji:
Jakikolwiek inny system, w którym odpowiedzialność za wszystkie skur***ństwa nie spada na kilkuset, albo i więcej, ludzi, bo jak trzeba znaleźć winnego wśród kilkuset śmierdzieli, to wiadomo, że się taki nie znajdzie, czego doskonałym przykładem są poprzednie rządy. Może być nawet i dyktatura. I tak nas okradają, i tak, a więc jeśli miałbym założyć od razu najgorszy scenariusz, to wolę, żeby mnie okradał jeden szmaciarz niż kilkuset. Chociażby dlatego, że jednego łatwiej odstrzelić.
OK, a teraz wracamy ze świata bajek na trochę bardziej realne grunty. Wiesz, co mnie najbardziej boli w całej tej demokracji? To, że w Polsce kilkanaście milionów (nie wiem, ile dokładnie liczy w Polsce elektorat, chyba ok. 18 mln) obcych mi ludzi decyduje o moim życiu. Jeśli ktoś ma poglądy lewicowe, to mnie to naprawdę nie przeszkadza, byle tylko nie wpływało to na moje życie, bo dla mnie lewica = złodziejstwo. Ktoś powie: OK, ale żyjemy w społeczeństwie i musimy się dostosować do woli większości. A takiego wała. Tutaj właśnie mówię STOP! Czemu ja mam się niby dostosowywać do woli większości?! Dlatego właśnie cały czas twierdzę, że władza w demokracji (bo w odpowiedniej postaci nawet i ją mógłbym przełknąć) powinna być jak najbardziej zdecentralizowana. Tak, żeby np. poszczególne jednostki administracyjne w kraju (u nas, na ten przykład, województwa) miały jak największą niezależność, przede wszystkim ekonomiczną, bo przecież wiadomo, że wszystko rozbija się o naszą kasę. Milton Friedman powiedział, że aby powstała jakakolwiek inna wolność, najpierw musi powstać wolność ekonomiczna. Ja się z tym zgadzam. Ale wracając do meritum: niemożliwym jest, żeby w kilkudziesięcio milionowym kraju wszyscy ludzie mieli takie same poglądy. Jeden na przykład na emeryturę chciałby zbierać sam, inny uważa, że takiej sprawy sam nie ogarnie i woli się oddać w ręce państwa albo prywatnej firmy. W Polsce niestety nie ma takiej możliwości. Ja np. wolałbym żyć w kraju, w którym jest kara śmierci. Obecnie, żeby coś takiego zrealizować, musiałbym wyjechać do innego kraju. A jak na razie nie chcę tego robić. Dlatego fajnie by było, gdybym mógł np. na terenie swojego kraju przenieść się w inny jego region, gdzie cywilizacja stoi na trochę wyższym poziomie i gdzie karę śmierci wprowadzono - bo akurat w danym województwie większość jest za taką karą. Jak widzisz, to też jest demokracja, ale nie tak scentralizowana jak teraz, i nie 7-8 mln decyduje za 38 mln reszty, tylko proporcjonalnie mniej ludzi decyduje za proporcjonalnie mniejszą ilość reszty. Wydaje mi się, że takie dostosowywanie się jest o wiele rozsądniejsze.
Inna sprawa, której nie mogę zrozumieć: ludzie narzekają po domach, że ich politycy okradają (chociaż nie mają nawet zielonego pojęcia, jak ich okradają), ale przychodzi czas wyborów i absolutnie nikt nie szarpnie się i nie sięgnie po lekturę programów politycznych, o ich dokładniejszej analizie nie wspominając. Inna sprawa kiedy ktoś deklaruje, że "wolność odda", a do władzy dochodzi i podatki zamiast obniżać, to albo tego nie robi, albo wręcz podwyższa. PO taka partia liberalna, a od dwóch lat obniżyli zaledwie jeden podatek (i to taki "istotny", że w ogóle żal o nim mówić). Tutaj nasuwa mi się jeszcze inny wniosek. U niektórych liberałów słyszy się, że "fajnie" by było w demokracji wprowadzić cenzusy. Osobiście do większości z nich odnoszę się z rezerwą, ale cenzus "wiedzowy" powitałbym z niekłamaną radością. Chcesz iść głosować? Proszę bardzo, ale program swojej partii masz mieć w paluszku, żeby to był świadomy wybór, a nie wybór TVNu. Jak członek KW zada ci pytanie odnośnie do któregoś punktu programu twojej partii, a ty nie odpowiesz, to dostajesz kopa w dupę i wracasz z płaczem do domu jak uczeń podstawówki, który po raz pierwszy dostał ocenę niedostateczną ze sprawdzianu.
Podczas ostatniej uroczystości rodzinnej rozmowa po jakimś czasie zeszła na, jakżeby inaczej, politykę. Kiedy spytałem swojego ojca, świeżo upieczonego emeryta, który konsekwentnie głosuje na SLD, czy czuje się okradziony swoją emeryturą, mówi, że tak, ale jak go zapytać, czemu w takim razie głosuje na partię lewicową, to pytanie ginie w próżni. To tylko uwidacznia jeden problem, którego nie da się przeskoczyć i który jest w tym filmiku (czas 2:00 - 2:47), który podałem wyżej: większość wyborców to polityczni ignoranci, nie wiedzą, na co i na kogo głosują i jakie ich głosy mają konsekwencje. Jeśli, bodajże, Rzeczpospolita robi sondaż i jednego dnia się pyta ankietowanych, czy chcieliby, żeby górnicy więcej zarabiali, ponad 90% odpowiedziała, że tak. Kolejnego dnia zapytano, czy chcieliby, aby podwyższono podatki na te wypłaty dla górników: 90% odpowiedziało oczywiście, że NIE!
Ostatnio rozmawiam ze szwagierką i teściem i powiedziałem im, że PGE chce zapłacić ponad 30 mln zł za prawa do nazwy nowo budowanego gdańskiego stadionu. Szwagierka na to, że to dobrze, bo przynajmniej będą mieli reklamę. I jak tu rozmawiać? No nie da się po prostu. Ktoś mądrze powiedział: "żeby być przeciwko demokracji, wystarczy 5 minut rozmowy z przeciętnym wyborcą".
Na rzeczonym forum zamieściłem mniej więcej taki wpis - na pytanie, jaki inny system wolę, skoro tak nie trawię demokracji:
Jakikolwiek inny system, w którym odpowiedzialność za wszystkie skur***ństwa nie spada na kilkuset, albo i więcej, ludzi, bo jak trzeba znaleźć winnego wśród kilkuset śmierdzieli, to wiadomo, że się taki nie znajdzie, czego doskonałym przykładem są poprzednie rządy. Może być nawet i dyktatura. I tak nas okradają, i tak, a więc jeśli miałbym założyć od razu najgorszy scenariusz, to wolę, żeby mnie okradał jeden szmaciarz niż kilkuset. Chociażby dlatego, że jednego łatwiej odstrzelić.
OK, a teraz wracamy ze świata bajek na trochę bardziej realne grunty. Wiesz, co mnie najbardziej boli w całej tej demokracji? To, że w Polsce kilkanaście milionów (nie wiem, ile dokładnie liczy w Polsce elektorat, chyba ok. 18 mln) obcych mi ludzi decyduje o moim życiu. Jeśli ktoś ma poglądy lewicowe, to mnie to naprawdę nie przeszkadza, byle tylko nie wpływało to na moje życie, bo dla mnie lewica = złodziejstwo. Ktoś powie: OK, ale żyjemy w społeczeństwie i musimy się dostosować do woli większości. A takiego wała. Tutaj właśnie mówię STOP! Czemu ja mam się niby dostosowywać do woli większości?! Dlatego właśnie cały czas twierdzę, że władza w demokracji (bo w odpowiedniej postaci nawet i ją mógłbym przełknąć) powinna być jak najbardziej zdecentralizowana. Tak, żeby np. poszczególne jednostki administracyjne w kraju (u nas, na ten przykład, województwa) miały jak największą niezależność, przede wszystkim ekonomiczną, bo przecież wiadomo, że wszystko rozbija się o naszą kasę. Milton Friedman powiedział, że aby powstała jakakolwiek inna wolność, najpierw musi powstać wolność ekonomiczna. Ja się z tym zgadzam. Ale wracając do meritum: niemożliwym jest, żeby w kilkudziesięcio milionowym kraju wszyscy ludzie mieli takie same poglądy. Jeden na przykład na emeryturę chciałby zbierać sam, inny uważa, że takiej sprawy sam nie ogarnie i woli się oddać w ręce państwa albo prywatnej firmy. W Polsce niestety nie ma takiej możliwości. Ja np. wolałbym żyć w kraju, w którym jest kara śmierci. Obecnie, żeby coś takiego zrealizować, musiałbym wyjechać do innego kraju. A jak na razie nie chcę tego robić. Dlatego fajnie by było, gdybym mógł np. na terenie swojego kraju przenieść się w inny jego region, gdzie cywilizacja stoi na trochę wyższym poziomie i gdzie karę śmierci wprowadzono - bo akurat w danym województwie większość jest za taką karą. Jak widzisz, to też jest demokracja, ale nie tak scentralizowana jak teraz, i nie 7-8 mln decyduje za 38 mln reszty, tylko proporcjonalnie mniej ludzi decyduje za proporcjonalnie mniejszą ilość reszty. Wydaje mi się, że takie dostosowywanie się jest o wiele rozsądniejsze.
Inna sprawa, której nie mogę zrozumieć: ludzie narzekają po domach, że ich politycy okradają (chociaż nie mają nawet zielonego pojęcia, jak ich okradają), ale przychodzi czas wyborów i absolutnie nikt nie szarpnie się i nie sięgnie po lekturę programów politycznych, o ich dokładniejszej analizie nie wspominając. Inna sprawa kiedy ktoś deklaruje, że "wolność odda", a do władzy dochodzi i podatki zamiast obniżać, to albo tego nie robi, albo wręcz podwyższa. PO taka partia liberalna, a od dwóch lat obniżyli zaledwie jeden podatek (i to taki "istotny", że w ogóle żal o nim mówić). Tutaj nasuwa mi się jeszcze inny wniosek. U niektórych liberałów słyszy się, że "fajnie" by było w demokracji wprowadzić cenzusy. Osobiście do większości z nich odnoszę się z rezerwą, ale cenzus "wiedzowy" powitałbym z niekłamaną radością. Chcesz iść głosować? Proszę bardzo, ale program swojej partii masz mieć w paluszku, żeby to był świadomy wybór, a nie wybór TVNu. Jak członek KW zada ci pytanie odnośnie do któregoś punktu programu twojej partii, a ty nie odpowiesz, to dostajesz kopa w dupę i wracasz z płaczem do domu jak uczeń podstawówki, który po raz pierwszy dostał ocenę niedostateczną ze sprawdzianu.
Podczas ostatniej uroczystości rodzinnej rozmowa po jakimś czasie zeszła na, jakżeby inaczej, politykę. Kiedy spytałem swojego ojca, świeżo upieczonego emeryta, który konsekwentnie głosuje na SLD, czy czuje się okradziony swoją emeryturą, mówi, że tak, ale jak go zapytać, czemu w takim razie głosuje na partię lewicową, to pytanie ginie w próżni. To tylko uwidacznia jeden problem, którego nie da się przeskoczyć i który jest w tym filmiku (czas 2:00 - 2:47), który podałem wyżej: większość wyborców to polityczni ignoranci, nie wiedzą, na co i na kogo głosują i jakie ich głosy mają konsekwencje. Jeśli, bodajże, Rzeczpospolita robi sondaż i jednego dnia się pyta ankietowanych, czy chcieliby, żeby górnicy więcej zarabiali, ponad 90% odpowiedziała, że tak. Kolejnego dnia zapytano, czy chcieliby, aby podwyższono podatki na te wypłaty dla górników: 90% odpowiedziało oczywiście, że NIE!
Ostatnio rozmawiam ze szwagierką i teściem i powiedziałem im, że PGE chce zapłacić ponad 30 mln zł za prawa do nazwy nowo budowanego gdańskiego stadionu. Szwagierka na to, że to dobrze, bo przynajmniej będą mieli reklamę. I jak tu rozmawiać? No nie da się po prostu. Ktoś mądrze powiedział: "żeby być przeciwko demokracji, wystarczy 5 minut rozmowy z przeciętnym wyborcą".
czwartek, 24 grudnia 2009
Świąteczne życzenia
W gąszczu świątecznych smsów, które dzisiaj otrzymałem, jeden podoba mi się szczególnie:
Jedzie biedny Mikołajek, nie ma nawet paczki fajek,
Sprzedał sanki, renifera, jest wkurwiony jak cholera.
Buty mu się rozjebały, choć harował przez rok cały,
Kalesony ma podarte, futro także gówno warte.
Nie pomoże mu nikt w biedzie, wciąż wpierdala zgniłe śledzie,
Dawno zgubił już prezenty, szwenda się jak pierdolnięty.
Choć już bardzo blisko święta, on po dworcu się pałęta,
Najebany i beztroski, bo to nasz Mikołaj z Polski!
wtorek, 22 grudnia 2009
Milion na piłkę
Jak informuje oficjalna strona klubu piłkarskiego ŁKS Łódź, radni tego miasta uchwalili powstanie spółki z kapitałem 1 mln złotych, przeznaczonym na pomoc upadającemu klubowi. Radni ot tak wydali milion złotych na coś, co w ogóle nie powinno być fundowane z pieniędzy publicznych. Czemu bowiem mamy finansować... przepraszam, czemu decydenci mają finansować z pieniędzy podatników akurat piłkę nożną? Czemu nie ping-pong albo koszykówka? To, że akurat "noga" jest najpopularniejszym sportem nie ma tutaj nic do rzeczy. Jeśli komuś leży na sercu klub piłkarski, niech pieniądze na ratowanie go wykłada z własnej kieszeni. Tak powinno być w normalnym kraju, ale jako że Polska do takiego miana nawet się nie zbliża, radni mogą sobie dysponować pieniędzmi podatników według własnego widzimisię. Decyzja ta zapewne cieszy jedynie kibiców zainteresowanego klubu, więc mam nadzieję, że reszta obywateli, którzy woleliby ten milion przeznaczyć na coś, co jest w interesie wszystkich, a nie części (wątpię, żeby na przykład ulice w Łodzi były równe jak stół, a szpitale i szkoły pękały w szwach od wyposażenia), zapamięta tę decyzję i weźmie ją pod rozwagę podczas następnych wyborów samorządowych.
czwartek, 10 grudnia 2009
Pokojowa nagroda w cieniu wojny
Barack Obama odebrał dzisiaj w Oslo pokojową nagrodę Nobla. Zwracam szczególną uwagę na słowo "pokojową". A robię to, ponieważ cały ten cyrk dzieje się w sytuacji, gdy niedawno prezydent USA podjął decyzję o "dorzuceniu" 30000 żołnierzy na misję... to znaczy wojnę w Afganistanie. Mało tego, złożył też propozycję nie do odrzucenia Donaldowi Tuskowi, w wyniku której Polska również wyśle swoich żołnierzy, aby ci uczyli Afgańczyków demokracji. Kiedyś uczyło się chrześcijaństwa - dziś uczy się demokracji.
Czy istnieje na tym świecie lepszy przykład parady hipokryzji niż to, co miało dzisiaj miejsce w Oslo? Do prawdy ciężko mi sobie wyobrazić coś bardziej plugawego niż przemowa usprawiedliwiająca wojnę podczas odbierania pokojowej nagrody Nobla. Josh Greenman powiedział dla New York Daily News, że "to nie wina Obamy, iż swoimi przemowami przyciąga do siebie takie absurdalne uznanie światowych elit". Tylko że światowe elity nie kazały mu chyba eskalować działań wojennych w Afganistanie ani usprawiedliwiać wojny podczas odbierania pokojowej nagrody Nobla? A to, że te tzw. "światowe elity" same wystawiły sobie świadectwo przyznając nagrodę Obamie, to już zupełnie inna para kaloszy.
Co gorsza, "walka" z terroryzmem dotarła już do tego punktu, że "Stany Zjednoczone Europy" na czele z Brukselą są zobligowane - w trybie pilnym!!! - udostępniać CIA dane transakcji bankowych. Wszystko dla mojego i twojego dobra. Nie wiem, jak nazwałby to śp. George Carlin, ale w jednym miał rację: they got us by the balls. Niestety.
Czy istnieje na tym świecie lepszy przykład parady hipokryzji niż to, co miało dzisiaj miejsce w Oslo? Do prawdy ciężko mi sobie wyobrazić coś bardziej plugawego niż przemowa usprawiedliwiająca wojnę podczas odbierania pokojowej nagrody Nobla. Josh Greenman powiedział dla New York Daily News, że "to nie wina Obamy, iż swoimi przemowami przyciąga do siebie takie absurdalne uznanie światowych elit". Tylko że światowe elity nie kazały mu chyba eskalować działań wojennych w Afganistanie ani usprawiedliwiać wojny podczas odbierania pokojowej nagrody Nobla? A to, że te tzw. "światowe elity" same wystawiły sobie świadectwo przyznając nagrodę Obamie, to już zupełnie inna para kaloszy.
Co gorsza, "walka" z terroryzmem dotarła już do tego punktu, że "Stany Zjednoczone Europy" na czele z Brukselą są zobligowane - w trybie pilnym!!! - udostępniać CIA dane transakcji bankowych. Wszystko dla mojego i twojego dobra. Nie wiem, jak nazwałby to śp. George Carlin, ale w jednym miał rację: they got us by the balls. Niestety.
Subskrybuj:
Posty (Atom)