czwartek, 10 grudnia 2009

Pokojowa nagroda w cieniu wojny

Barack Obama odebrał dzisiaj w Oslo pokojową nagrodę Nobla. Zwracam szczególną uwagę na słowo "pokojową". A robię to, ponieważ cały ten cyrk dzieje się w sytuacji, gdy niedawno prezydent USA podjął decyzję o "dorzuceniu" 30000 żołnierzy na misję... to znaczy wojnę w Afganistanie. Mało tego, złożył też propozycję nie do odrzucenia Donaldowi Tuskowi, w wyniku której Polska również wyśle swoich żołnierzy, aby ci uczyli Afgańczyków demokracji. Kiedyś uczyło się chrześcijaństwa - dziś uczy się demokracji.

Czy istnieje na tym świecie lepszy przykład parady hipokryzji niż to, co miało dzisiaj miejsce w Oslo? Do prawdy ciężko mi sobie wyobrazić coś bardziej plugawego niż przemowa usprawiedliwiająca wojnę podczas odbierania pokojowej nagrody Nobla. Josh Greenman powiedział dla New York Daily News, że "to nie wina Obamy, iż swoimi przemowami przyciąga do siebie takie absurdalne uznanie światowych elit". Tylko że światowe elity nie kazały mu chyba eskalować działań wojennych w Afganistanie ani usprawiedliwiać wojny podczas odbierania pokojowej nagrody Nobla? A to, że te tzw. "światowe elity" same wystawiły sobie świadectwo przyznając nagrodę Obamie, to już zupełnie inna para kaloszy.

Co gorsza, "walka" z terroryzmem dotarła już do tego punktu, że "Stany Zjednoczone Europy" na czele z Brukselą są zobligowane - w trybie pilnym!!! - udostępniać CIA dane transakcji bankowych. Wszystko dla mojego i twojego dobra. Nie wiem, jak nazwałby to śp. George Carlin, ale w jednym miał rację: they got us by the balls. Niestety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz