środa, 7 października 2009

Przyjaciele z... PZPN-u


O tym, że sytuacja w polskiej piłce nożnej nie wygląda za ciekawie wiedzą już nawet dzieci w przedszkolu. Widać to zarówno po wynikach, jak i zachowaniu co niektórych działaczy rodzimego związku...

Po tym, jak Leo Beenhakker olał - bo inaczej tego nazwać nie można - sprawę i doprowadził do tego, do czego starał się doprowadzić od dłuższego już czasu - zresztą chyba świadomie, bo zachowanie holenderskiego trenera w meczu ze Słowenią nie pozwala wysunąć innego wniosku - oczywistym stało się, że tzw. Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej pojawił się wakat. W szranki stanęło trzech poważnych kandydatów: Henryk Kasperczak (faworyt Jana Tomaszewskiego; tak, tego szaleńca z telewizji), Franciszek Smuda (mój faworyt) oraz Stefan Majewski (faworyt Grzegorza Laty, najwyższego z najwyższych w PZPN-ie), plus kilka płotek, takich jak np. Maciej Skorża, czy potworków, takich jak np. Jerzy Engel. Wystarczy szybka kwerenda na Wikipedii, żeby z miejsca skreślić jednego z trzech głównych kandydatów - oczywiście podchodząc do zagadnienia racjonalnie. Niestety, logika to, najwidoczniej, nie najmocniejsza strona prezesa PZPN-u, bo na trenera wybrał sobie kandydata o najmniejszych kwalifikacjach (sounds familiar?). Zapewne to, że wybranek ten sprawował akurat funkcję przewodniczącego Rady Trenerów tzw. PZPN-u, nie miało na tę decyzję żadnego wpływu. Wpływ miało chyba to, że Lato kwerendy na Wiki nie zrobił, bo inaczej wiedziałby o sukcesach trenerskich Smudy i Kasperczaka, które predestynują ich do sprawowania funkcji selekcjonera kadry narodowej.

Grzegorz Lato bryluje za to na innym polu. Okazuje się, że jest przewybornym specjalistą ds. zasobów ludzkich. A ściślej rzecz ujmując, świetnie idzie mu dysponowanie finansami zarządzanego przez siebie stowarzyszenia (tak! PZPN to stowarzyszenie i może zostać rozwiązane przez sąd). Pan Lato wie, że jak pracownik niezarobiony, to pracownik niezadowolony, i tym samym wprowadził dla członków Zarządu system "skromnych" dodatków motywacyjnych. Nie zapomniał także o sobie, wszak prezes problemy z motywacją też mieć może, zwłaszcza przy takich wynikach piłkarzy, i podniósł sobie gażę niemal trzykrotnie w stosunku do poprzedniego prezesa, w wyniku czego zarabia teraz 50000 zł miesięcznie (słownie: pięćdziesiąt tysięcy złotych); chyba po drodze by mu było z Komorowskim (ten "premiowicz" z Platformy Obywatelskiej). Chciałoby się rzec: "Listek, wracaj". Notabene, za Listkiewicza nie było żadnych "skromnych" dodatków motywacyjnych. A wracając do tych premii, portal Futbol.pl podaje takie oto dane (w tym momencie wskazana jest pozycja siedząca):

Antoni Piechniczek - 80 tysięcy złotych
Rudolf Bugdoł - 70 tysięcy złotych
Kazimierz Greń - 60 tysięcy złotych
Jan Bednarek - 40 tysięcy złotych
Janusz Matusiak - 40 tysięcy złotych
Edward Potok - 20 tysięcy złotych

Jak by jeszcze nie było dosyć, każdy członek Zarządu za samo stawienie się na posiedzeniu - zapewne aby pogadać o dupie marynie - każdorazowo "zgarnia" 2000 zł.

Pytam się więc Szanownych Kolesiów: jak polski kibic ma mieć do was choć gram szacunku? Pewnie pytanie i tak wpadnie do studni bez dna, bo wam akurat na poważaniu kibiców, i nie tylko, w najmniejszym stopniu nie zależy. Niestety, tak to jest jak prezesem tak poważnej instytucji zostaje pospolity oportunista, który z zarządzaniem ma tyle wspólnego, co Prawo i Sprawiedliwość z prawem i sprawiedliwością. To w zasadzie komentarza nie wymaga.

I teraz, co ciekawe, wielki trener-reformator (do dzisiaj się zastanawiam, czy powołanie Dudka to chwyt marketingowy, czy zwykła sportowa strategia, ale chyba lepiej dla pana Stefana, gdyby była to ta pierwsza opcja) dziwi się, że kibice nieoficjalnie "skrzykują" się na bojkot meczu ze Słowacją na chorzowskim stadionie. Panie Majewski, po pierwsze, to bardzo dobrze, że mają zamiar zbojkotować ten mecz (zresztą tyczy się to chyba nie tylko kibiców stadionowych - w elbląskim Multikinie odwołano transmisję meczu na wielkim ekranie ze względu na... niskie zainteresowanie widzów, które do momentu odwołania przełożyło się na 3 sprzedane bilety), a poprzez to cały ten cyrk, a po drugie to Pan nie jesteś żadnym trenerem, tylko Kolesiem, który pozycji by nie objął, gdyby prezesurę sprawowała inna osoba. Proste. Najlepsze, co Pan teraz możesz zrobić to przegrać dwa ostatnie spotkania 3:0 i dać Prezesowi twardy orzech do zgryzienia.

2 komentarze:

  1. Pełna zgoda. PZPN to zawsze była republika kolesiów. Strach teraz brać w łapę, to się wymyśliło premie.

    Szkoda, że pominąłeś, co ja, jak usłyszałem w TV, to omal nie pękłem: lekarstwo na kiepską grę. Od teraz będzie inaczej, bo… będą codzienne konferencje prasowe. Z wybranymi piłkarzami. Niestety, znane mi portale przemilczały tęże rewelację/rewolucję.
    http://my.opera.com/Jurgi/blog/naprawic-reprezentacje-narodowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam reportaż Bronisława Wildsteina pt. "Mafia PZPN" - http://www.youtube.com/watch?v=O1eq_DxwNvE co prawda w większości uwodnia oczywistości, ale jest tam między innymi też o relacjach FIFA-PZPN i opinia z za granicy.

    koniecpzpn.pl - to jedyna nadzieja. Wcześniej ani PiS ani PO rady rozwalić tego bastionu komuny rady nie dały. Trzeba im uderzyć po kieszeniach, bo np załóżmy, że na stadion w Chorzowie przyjedzie 40 tys kibiców x średnio 120zł, co daje 4.8 mln zł, a teraz dzięki bojkotowi będzie mniej niż 8 pewnie, czyli 0.9 mln, z czego pewnie 85% idzie do Związku, a więc różnica w profitach duża. Oczywiście w takiej sytacji bez bojkotu 40 tys. by nie przyjechało, ale pewnie z 15.

    OdpowiedzUsuń